with Brak komentarzy

Potrzebowaliście kiedyś wsparcia? Ale tak naprawdę, naprawdę? Wierzyliście, że tylko jeśli je otrzymacie dacie sobie radę? Obawialiście się odtrącenia, coś w tym wszystkim wymagało od Was odwagi, ale mimo wszystko poprosiliście o pomoc? I jak? Otrzymaliście ją?

Różnie z tym jest prawda? Dokładnie…

Cóż, czasami wydaje się nam, że nie damy sobie sami już dłużej rady, że jeśli ktoś nam natychmiast nie pomoże, marnie skończymy. Czasem jest to kwestia jednej decyzji, bywa że niezwykle poważnej i na całe życie. Innym razem to błahostka. W takich jednak właśnie chwilach przekonujemy się jak ważne jest otrzymanie wsparcia. Troska innej osoby o nasze sprawy potrafi być prawdziwą opoką. Co jednak jeśli nie otrzymamy tego wsparcia? Można zwyczajnie skierować wołanie o pomoc pod niewłaściwy adres i zdarzy się że nawet nie ze złej woli, ktoś odmówi pomocy, na której nam tak bardzo zależy. To jest jeszcze do przełknięcia, szczególnie jeśli osoba ta zapewnia nas o swoim braku kompetencji do podszepnięcia rozwiązania. Bywają jednak trudniejsze sytuacje. Te tak zwane dzisiaj potocznym językiem udane próby spuszczenia na drzewo. I choć wciąż się zastanawiam nad poprawnością użycia polszczyzny w tym sformułowaniu, to przesłanie tego stwierdzenia trafia do mnie bardzo wyraźnie. Jest to niczym innym, jak zwyczajnym wypięciem się na potrzebę drugiego człowieka i to najczęściej w białych rękawiczkach. Taka odpowiedź z serii, chciałbym ci pomóc, ale jestem obecnie tak bardzo zajęty swoimi jakże ważnymi sprawami …

Smutne, a może nawet żałosne. Nie uważam żebym pozjadała wszystkie rozumy, ale jeśli dysponuję jakąś wiedzą, która mogłaby pomóc komukolwiek w jakikolwiek sposób, to robię to. Wierzę, że tą osobę wiele kosztowało zwrócenie się do mnie po pomoc. Jesteśmy ludźmi, nie lubimy się o cokolwiek prosić. Jeśli jednak coś nas do tego skłania, to nie z braku czasu, ale braku pomysłu. Znaczy to, że wiele zrobiliśmy już sami by rozwiązać nasz problem, ale mimo wszystko nie dotarliśmy do owocnego rozwiązania. Przykro mi, gdy dowiaduję się o silnej czyjejś potrzebie i braku reakcji, lub pięknym wybrnięciu z sytuacji osoby poproszonej o pomoc. Tak, nie wystarczy już móc, bo może każdy z nas. Trzeba chcieć kochani, chcieć pomóc tej drugiej osobie. Wczuć się w jej czy jego sytuację i postarać zrozumieć, a później uczynić wszystko co jest się w stanie by pomóc.

Ostatnio mam przyjemność korespondować z młodym, początkującym pisarzem. Nie mogę powiedzieć bym ja w tej materii zjadła zęby, bo wiele jeszcze przede mną, tym bardziej, że jestem zaledwie po wydaniu jednej książki i w trakcie pisania kolejnej. Nasza relacja nawiązała się przypadkiem, ale skoro tak się stało i mogę się z nim podzielić własnymi spostrzeżeniami początkującego pisarza, to dlaczego tego nie zrobić? Zaczęłam więc czytać jego powieść. Pewnie, powiedziałaby większość z Was, ale co byście wówczas zrobili? Dla większości oznacza to przeskoczenie przez tekst i udzielenie grzecznej, taktownej odpowiedzi „ciekawa”. Inni, przeczytaliby skrupulatnie i sprowadzili do kilku-zdaniowej wypowiedzi w temacie, mniej lub bardziej krytycznej. Ja weszłam w szczegół. Wczułam się w pisarza, który poświęcił napisaniu tej książki wielki kawał swojego życia, który stara się spełnić swoje marzenie, swoją pasję, ale ciągle wieje mu w oczy wiatr. Cóż, debiutantom nie jest łatwo na rynku wydawniczym. Po przebrnięciu zaledwie kilku stron rozpisałam się szczegółowo w zakresie moich spostrzeżeń, pytań, niejasności. Dając pisarzowi tym samym do myślenia, bo przecież ja jako jego czytelnik nie siedzę w jego głowie, nie wiem co miał na myśli, pewne rzeczy musi mi w mniej lub bardziej oczywisty sposób wyartykułować. Owszem wyobrażę sobie postacie, otoczenie, ale jako odbiorca muszę mieć jakieś bodźce, na które będę reagować. Pisarz rozpromienił się, wpadł na kilka kolejnych pomysłów co dodatkowo może zrobić. Dla mnie to niewysłowiona radość, bo cieszę się że mogłam pomóc, najlepiej jak potrafiłam, a sama wielokrotnie jako początkujący pisarz potrzebuję takiego wsparcia.

Jeśli jesteś tutaj młody pisarzu, czytasz mój blog, śmiało zapraszam, napisz do mnie, skontaktuj się przez Facebook, czy Twitter, a może wolisz mailowo, zapraszam. Możesz być pewien, że nie przejdę nad Twoim problemem obojętnie i pomogę najlepiej jak umiem.

Pozdrawiam i życzę dużo wytrwałości, szukając wsparcia znajdziemy je, tylko nie warto się zbyt szybko poddawać. I pamiętajcie, że największą opoką dla naszych potrzeb jesteśmy my sami, czasami wystarczy zajrzeć głęboko w swoje wnętrze. Najlepszym przyjacielem pisarza, jest on sam.

 

23. Sty, 2017

Podąrzaj Aneta:

Ostatnie wpisy

Zostaw Komentarz