"To już chyba takie na świat przychodzi. Pamiętam jak kiedyś moja chrześnica powiedziała do swojej mamy, a mojej siostry, gdy ta wróciła wściekła z zebrania. Wrzeszczała wtedy na córkę, że jeśli nie opanuje prostych działań matematycznych, to niczego w życiu nie osiągnie. A ta młoda smarkula jej na to, że jak będzie dorosła to nie będzie potrzebowała liczyć, bo będzie dyrektorem banku jak jej wujek. No ubaw w pierwszej chwili, ale jak to później na chłodno przeanalizowałem to nic dziwnego, że taka smarkula później wyrasta na kogoś takiego jak rzeczona miundwa od błędnego numeru konta. Ech nóż się w kieszeni otwiera. Wyć się chce jak ci ludzie podchodzą do życia."

 

fragment

 

 

Z pozoru szczęśliwy i stateczny mężczyzna z kochającą rodziną u boku.

Czy jednak to co widać na zewnątrz i wydaje się być oczywiste można przyjąć za pewnik?

Czy oceniając po pozorach i stereotypach, w których utknęliśmy, trafiamy w sedno, czy może kulą w płot?

 

Przekonaj się sam, posmakuj w Moment ...

Posmakuj w "MOMENT" ...

Masakra, miałem nadzieję skończyć dziś wcześniej. W końcu nie zawsze ma się taką szansę. Plan zakładał, że się uda. Ale nie wiedzieć, dlaczego Panie z recepcji są tak łaskawe, że dobijają kolejnego pacjenta, choć wyraźnie prosiłem by tego nie czyniły. Nie wiem, czy to problem ciągłej rotacji pracowników, czy mają kłopot z przepływem informacji, ale wiecznie są z nimi jakieś trudności. Ja też jestem tylko człowiekiem i muszę mieć czas, aby odpocząć i naładować baterie. A tak, planuje sobie człowiek dzień, ma nadzieję wykorzystać popołudnie inaczej, a tu klops. Żona się wścieknie, miałem odebrać rzeczy z pralni i zrobić zakupy. Matka też szczęśliwa nie będzie, bo obiecałem podjechać z receptami. Znów nasłucham się wywodu wieczorem jaki to jestem, wyrodny syn, że rzadko zaglądam, a jak jest potrzeba to nigdy mnie nie ma. I tak w kółko i wciąż granie na uczuciach. Bo jak to ja czegoś potrzebuję to dla niej nie ma granic i zawsze znajdzie możliwość. Swoją drogą ta kobieta faktycznie nigdy nie zawodziła. Nawet, gdy byłem dzieckiem, tak wszystko potrafiła zaplanować, że nigdy nie brakowało jej czasu. A i dla mnie miała go pod dostatkiem. Ot choćby wtedy jak dostałem pałę z geografii. Siedziała ze mną bidusia cały weekend, a i tak ojciec miał ugotowane, posprzątane i poprasowane. Złoty człowiek. Nie kumam, jak ona to ogarniała? Zawsze marzyła, aby być lekarzem i coś poszło nie tak. Coś. Doskonale wiem co. Dziadków zwyczajnie nie było na to stać by posłać ją na tak drogie studia. Same podręczniki kosztowały tyle, że wyżywiliby rodzinę przez miesiąc, czy nawet dwa. Trudno się zatem dziwić, że swoje aspiracje przelała na mnie. Była najdumniejsza z mam jakie widziałem na wręczeniu dyplomów. Cieszyła się razem ze mną, a w duszy grały jej zapewne fanfary triumfu, że cel osiągnęła, no bo przecież ja jestem jakby naturalnym przedłużeniem jej samej. Dlatego nie lubię jej zawodzić. Ona to doskonale przekuwa na swoją modłę, a ja później leczę się z kaca moralnego przez wiele dni. Ciekawe, czy zmieszczę się jednak w standardowym interwale? Recepcjonistka zaklinała się, że to wyjątkowy przypadek i muszę się spotkać z tym pacjentem dzisiaj, i że to nie może poczekać na koniec dnia.

Czytaj więcej