"Wstąpił ostrożnie na podest i przyjrzał się panelowi. Wyglądał dokładnie tak jak go w pierwszym momencie zinterpretował. Dokładnie wierna kopia tego, co było przed wejściem tutaj. Wyciągnął rękę, drżała, a on nie potrafił nad tym zapanować. Położył dłoń na panelu, wybrał intuicyjnie tę samą, której użył wcześniej do identyfikacji. Na panelu zaczęło się coś dziać. Przez jednolitą toń błękitu zaczęły przezierać białe punkty. Zupełnie jakby był pod tą barwą ukryty jakiś rysunek i teraz punktowo się powiększał. Cofnął dłoń i wpatrywał się nieruchomo w panel. Po kilku sekundach widniał już przed nim szkic klawiatury komputerowej. Nic poza tym, jedynie przyciski, które ze swojego życia zawodowego znał doskonale, łącznie z ich rozkładem, którym mógł się posługiwać nawet z zamkniętymi oczami. Jedyna różnica polegała na tym, że fizycznie go nie było, jedynie wyświetlany obraz klawiatury i nic więcej."

                                                                                                                  fragment

Karol ...

          Człowiek prosty, swobodny, skoncentrowany na sobie informatyk. Pewnego dnia sącząc piwo doznaje dziwnego uczucia. Przenosi się w świat dotąd sobie nieznany, ale niezaprzeczalnie upragniony. Okazuje się być cenionym specem z dziedziny IT, twórcą najnowszego wynalazku ludzkości z kochającą i piękną żoną u boku oraz bystry synkiem. Jego szef właśnie chce uczynić go wspólnikiem. Otaczają go przyjaciele, a pieniądze zaczynają nie mieścić się w portfelu.

          Cały ten dobrobyt spada na niego niczym grom z jasnego nieba. Jednak jak to w życiu bywa za pewną cenę, tą ceną okzauje się być poznanie samego siebie. Karol staje w obliczu tego kim jest i jakie wartości reprezentuje. Za tą wiedzę przyjdzie mu słono zapłacić.

Posmakuj w "M" ...

PROLOG

Wiatr huczał za oknami. Szyby pokryte były długoletnią warstwą kurzu. Delikatny podmuch wiatru przekradał się w nieszczelnej framudze okna i poruszał wiszącymi w oknie pajęczynami. Pająk niecierpliwie przebiegał z jednego jej końca w drugi, niepewny czy coś złapało się w jego sieć, czy może jednak nie.

Gdzieś z kąta dobiegało chrobotanie. Ciche stuk, puk, zupełnie niewinne odgłosy biegnącego życia w zaciszu starego domu. Dookoła unosił się zapach stęchlizny i kurzu, klasyczny aromat upływającego czasu tam gdzie nikt go nie obserwuje. Belki podtrzymujące dach rzucały na drewnianą podłogę czarne cienie, które przecinając się wzajemnie przypominały szachownicę.

Strych tonął w półmroku, było już grubo po piątej. Karol kołysał się rytmicznie w fotelu na biegunach. Jego myśli odbiegały strasznie daleko

– ... i wtedy – zaczął niepewnie

– Wtedy będziesz mógł wybrać – powiedziała spokojnie lecz stanowczo zakapturzona postać stojąca pod oknem. Rzucany przez nią cień zdawał się falować na tle desek podłogi. Szata opadała łagodnie na bose stopy zakończone krótkimi palcami, których paznokcie wypełniała ciemna warstwa ziemi, a kształt sprawiał wrażenie jakby ktoś obcinał je bardzo dawno przy pomocy sekatora.

Czytaj więcej

Rozdział 1

Pierwszą rzeczą którą zobaczył było jabłko. Wisiało nieruchomo jakieś 5 cm nad jego głową. W głowie czuł potężny ucisk, zupełnie jakby obudził się po nocy spędzonej na hucznej balandze. Skronie pulsowały, w ustach odczuwał dyskomfort suchości, a całe ciało nieprzyjemnie ciążyło i ruch jakimkolwiek członkiem wydawał się nierealny.

– Tato, Tato, znowu zgasły – usłyszał za sobą piskliwy, dziecięcy głos.

Nie zareagował, zupełnie jakby głos był kolejnym majakiem i wytworem jego umysłu. Nie dopuszczał do siebie myśli że to co się dzieje dookoła jest realne. Po ostatnich wydarzeniach które miały miejsce jeszcze chwilę temu bronił swoją psychikę przed realnością tego co go otacza.

– Karol wyjdź już spod tej choinki, jest późno, trzeba iść spać, jutro musisz wstać bardzo wcześnie, pamiętasz? – znów głos gdzieś w pobliżu, tym razem jednak należący do kobiety.

Powoli odzyskiwał czucie w rękach. Źrenice odzyskały naturalną umiejętność postrzegania, a obraz się wyostrzył. Tak, teraz był już pewien że to co widzi to rzeczywiście jabłko, soczyście czerwone i mieniące się w nikłym blasku światła, którego źródła nie był jeszcze w stanie zidentyfikować.
Czytaj więcej

Rozdział 2

Cyk, cyk, cyk, miarowe klikanie wskazówki zegarka brzmiało jak uderzenia młota w głuchej ciszy jaka go otaczała. Skroń rozdzierał głęboki ból wynikający z uwierającej go metalowej bransolety na przegubie.

Otworzył powoli oczy. Leżał w półmroku. Pokój zdawał się emanować kobiecym wdziękiem. Marta najwyraźniej wszystko lubiła mieć poukładane. Wskazywał na to panujący wokół ład i porządek. Leżała tuż obok, a on czuł się jakby była to zupełnie obca mu osoba, a nie kobieta którą poślubił i z którą miał syna. Oddychała bezszelestnie. Z jej ust nie wydobywał się najmniejszy dźwięk. Jedynie klatka piersiowa unosiła się miarowo i spokojnie.

Zegarek wskazywał czwartą rano. Wstał uważając żeby jej nie obudzić i delikatnie szukał stopami pantofli które zostawił przy łóżku minionego wieczora. Zamiast tego poczuł jedynie miękki dywan o niezwykle bujnym włosiu, chociaż nie przypominał sobie aby był tam gdy kładł się spać. Postawił na nim stopy i spróbował wstać. Z podłogi dobiegł go głuchy warkot a dywan przesunął się w bok i obnażył zielone ślepia.

– Skąd to się kurwa tutaj wzięło? – wyszeptał do siebie Karol, podciągając zdecydowanym ruchem nogi.

Ślepia zamknęły się na powrót i po chwili dobiegł go cichy pomruk. Pies, no tak, mógł się tego spodziewać, piękny dom, rodzina, musiał więc być i pies. Ale czemu kupił dziecku taką wielką krowę?? A może to nie on? Ten pies z powodzeniem mógł brać udział w zapasach, a ważył pewnie ze 100 kilo. Odetchnął cicho i stanął pewnie na ziemi, wsuwając stopy w pantofle, które wcześniej służyły psu za fragment posłania.

Czytaj więcej

Rozdział 3

Stację metra przyozdabiały liczne, kolorowe lampiony. Wzdłuż środka lokomocji jego projektu stało mnóstwo ludzi, część z nich wsiadała do wnętrza, część stała na peronie i machała do będących już w środku. Wszędzie powiewały chorągiewki z logo Tranperonu. Panował tłok i gwar, ale mimo to wszystko skutecznie zagłuszała muzyka odtwarzana przez wehikuł którym mieli odbyć podróż na otwarcie wielkiego projektu. Całość była dla Karola zaskakująca, ale jednocześnie wzbudzała podziw. Jakby na to nie patrzeć to jego dzieło i miał bezwzględne prawo do dumy z wyników swojej pracy, choć nie pamiętał jak do nich doszło.

Karol przeciskał się między stojącymi gapiami, trzymał za rękę Piotrusia, którego druga dłoń spoczywała w dłoni Marty. Dotarli do pociągu, przepuścił żonę i syna w drzwiach i tu spotkał się z wielkim zaskoczeniem. Trzeba przyznać że bardzo przemyślał ten projekt. Korytarz był bardzo szeroki i przestronny, jak na przejście w zwykłym pociągu metra. Ba, to w ogóle nie przypominało pociągu, niejeden pokój w mieszkaniu nie jest tak szeroki jak korytarz którym właśnie szli. Po lewej stronie znajdowały się wejścia zapewne do przedziałów, to właśnie bowiem spodziewał się znaleźć za każdymi drzwiami wzdłuż których przechodził. Chociaż czasami to co podpowiada nam rozsądek nie ma pokrycia w rzeczywistości, być może za drzwiami kryły się pokoje a nawet salony. Sam nie bardzo wiedział czy powinien się zatrzymać i wejść do jednego z pomieszczeń, czy też iść dalej, a jeśli tak, to jak długo i gdzie się zatrzymać.

Czytaj więcej

Informacje

Kochani,

bardzo Was przepraszam za zamieszanie jakie ma miejsce wokół "M" w 2016r. Faktycznie problem pojawił się już w roku 2015, mniej więcej w 2 kwartale. Niestety nie miałam na to większego wpływu, ale wszystkich tych którzy próbowali nabyć "M" zapewniam, że staram się przywrócić płynność dystrybucji. Książka jest już podlinkowana i można ją nabyć na stronie wydawnictwa.

Wszystkim tym którzy zdążyli już zakupić "M" serdecznie dziękuję za okazane zaufanie i mam nadzieję, że pochwyciliście aurę tajemnicy i wyglądacie z niecierpliwością "E".