Życie pędzi do przodu, czas mija nieustępliwie, a my gnuśniejemy w swoich poczynaniach, staraniach, przemyśleniach i działaniach. Twierdząc, że wiemy już wszystko. Uważając się za panów sytuacji i otaczającej nas przestrzeni. W przekonaniu, że wiemy najlepiej i że żadne nauki nie są już nam potrzebne. Zdobywając szczeble doświadczeń każdego dnia na drabinie nieskończonych doznań zarówno psychicznych jak i fizycznych. Żyjąc w zepsuciu odczytujemy je jako coś normalnego, rzeczywistego. Odbierając naszą wolność jako coś dobrego. Szerząc wypaczony obraz tego co zostało stworzone. Uważając, że skoro świat dziś pewne rzeczy dopuszcza i nazywa je głośno po imieniu to są dobre. Żyjąc w tym co wiara katolicka uważa za grzech, ale czując się z tym dobrze i w symbiozie, bo przecież dzisiaj już nikt tego jako grzechu nie odbiera, bo przecież jest na to powszechne przyzwolenie, bo obowiązuje wolność słowa, wyznania, związku i tak dalej i tak dalej. Nie interpretuję, nie krytykuję, nie wyciągam pochopnych wniosków, nie oskarżam, bo to nie moja rola i daleko mi do tego, by to robić. Jednak stwierdzam fakty, obserwując, odbierając sygnały z otoczenia. Żyjemy dziś w wielkim chaosie, w bezmiarze tego, gdzie zostaliśmy osadzeni, kompletnie jednak nie umiejąc z tego korzystać. I choć uważamy, że to nowe trendy są wokół nas, że kiedyś ludzie żyli w zakłamaniu i ciemnocie, nie dopuszczamy do siebie faktycznej myśli, jak bardzo się w tym zakresie mylimy.
To było możliwe zawsze. Już wiele wieków temu funkcjonowały luźne związki, człowiek żył wolno i bez ograniczeń, spożywał alkohol i narkotyki, choć sama nomenklatura powstała hektary czasu później. Już od dawna funkcjonowały homoseksualne związki, jednak nikt się z nimi nie obnosił. Człowiek bał się osądu, zepchnięcia na margines społeczny. Obawiał się inności. Postrzegał samego siebie jako defekt na tle nieskalanej wizji człowieczeństwa. Sam siebie kwalifikował do szufladki inności. Uważał, że to z nim coś jest nie tak i lepiej jak pozostanie w ukryciu, bez afiszowania się z tym czym kieruje się w życiu i co jest dla niego ważne. Miał świadomość na jakich fundamentach stąpa ten świat i rozumiał, że jest chorobą, która go deformuje, zniekształca i powoduje powolną agonię. Jednak za bardzo to wszystko kochał, by poświęcić za kilka chwili wartości budowane prze z lata? Bo cóż za radość płynie z tego, że ktoś zna moje przekonania, jeśli nie wpisują się one w standardy? A nawet nie tyle w standardy co w normalny porządek świata? A przy tym strach, niewyobrażalny lęk, że utraci wszystko co ma, że zostanie odepchnięty na margines społeczeństwa, znienawidzony, szykanowany za swoją inność, odmienność, dziwność. Głęboki dyskomfort tego, że to do niego nie pasuję, że one nie pasuje do otoczenia, że nijak się ma to co robi do tego jak powinien coś zrobić i nic tego nie zmieni. Głęboki żal i tęsknota, za tym co nieosiągalne, bo niezgodne z naturą. A wystarczy zweryfikować, dlaczego jestem jaki jestem, dlaczego wypaczam poczucie dobrego smaku, gestu i niweczę naturalny porządek życia, lat beztroskiej nieważkości, poczucia swobody w tym co czuje.
Ludzie współżyli ze zwierzętami, ufali ciemności i zgłębiali wiedzę magiczną. Dziś kotara opadła i cała nagość bezgranicznego bluźnierstwa i brud rzeki naszych przekleństw, chorób, niesmaczności, niewygodnych tematów wylał. Czarną mazią, spienioną na kilka metrów zalewa nasze życie. Choć część z nas wciąż uporczywie nosi na twarzy woal udając, że pewnych rzeczy nie dostrzega. Przyjmując wiele za oczywiste i po prostu zwyczajne. Udając, że choć brodzi w gorącej, palącej lawie, obmywa go spokojny strumyk. Tak oczywisty grzech, jednak postrzegany jest jako coś niewinnego, zwykłe pragnienie spełnienia własnych żądz, marzeń. Dlaczego? Bo kiedyś środowisko temu nie sprzyjało, a teraz w obliczu otwarcia społeczeństwa na te wszystkie bezeceństwa, stać nas na wyznanie prawdy o nas samych? Czym jesteś i kim, że chcesz na nowo wprowadzać porządek w ten świat? Czy wystarczy ci sił aby zmierzyć się z wszystkimi przeciwnościami, by wszystko wyliczyć, wymierzyć, zrozumieć jak ważne jest aby wszystko pozostało w symbiozie? Nie można żyć tylko chwilą, trzeba mieć prze oczyma koniec wszystkiego co zaczynamy. Ten świat nie jest tylko nasz. Żyją na nim miliardy stworzeń i naturalny bieg życia jest połączony pośród nich niewidzialną nicią. Nie może być tak że mężczyzna kocha mężczyznę i pożąda jego ciała, podczas gdy pies atakuje innego psa pragnąc wyłącznie suki. To naczynia powiązane, jak w budowie misternego, skomplikowanego organizmu. Tu wszelka odmienność jest chorobą, defektem, wobec którego sam organizm podejmuje środki zaradcze, zwalczając jego inność. Tak aby wszystko wróciło do normy.
Życie w zakłamaniu i pewności o własnej zajebistości (jak to się przyjęło powszechnie obecnie nazywać) utwierdza nas w przekonaniu, że to co robimy zawsze jest dobre. Wystarczy, że na to odpowiednio spojrzymy. Bo przecież jaki w tym problem, że kobieta współżyje z osłem goniona potrzebą ulgi w niepochamowanej żądzy spełnienia seksualnych doznań? Jaki problem w tym, że zażywamy masę chemii, by uniknąć niechcianej ciąży? Cóż takiego się dzieje, że mężczyźni penetrują penisami swoje odbyty? Przecież jeśli jest dziura to można włożyć w nią kij. Nikt nie myśli w takiej chwili, że kilka pokoleń później z tego powodu narodzi się zniekształcone dziecko, niezdolne prawidłowo funkcjonować. Nie zastanowi się nad tym, że wykreował właśnie nowy związek chemiczny powodujący zrodzenie się nieznanej dziś choroby mającej ciężkie powikłania. Bo przecież co nie jest zabronione jest dozwolone, a owszem. Nasze poczucie bezgranicznej wolności przysłania nam świat do tego stopnia, że budzimy się później z ręka w nocniku. Dlaczego świat powstał tak, że mamy i ląd, i wodę? Przecież, gdyby wszystko było bez znaczenia moglibyśmy mieć skrzela i wszyscy brodzić w wodzie. Każdy szczegół tego świata został misternie zaplanowany, przemyślany w najdrobniejszych szczegółach i opisany tak, aby nikt nie miał wątpliwości co do czego służy. Jednak my wciąż znajdujemy nowe funkcjonalności, pusząc się, że coś się udało i można to powielać, bo świat się z tego powodu nie zwalił … nic bardziej mylnego. Wszystko do nas z czasem wróci, to jedynie kwestia mijających lat, dekad i wieków …
Z pokolenia na pokolenie wykorzeniamy coraz więcej wartości, czegoś czym szczyciła się niegdyś ludzkość. Gdzie pilnowano by odmienność nie rzucała się w oczy. Dziś niemal trendem jest prześciganie się w prezentowaniu kiedyś tajonych przed światem zachowań i sposobu życia. Przez krakowski rynek nie przejdziesz spokojnie skupiony na wartościach sztuki, bo twój wzrok przyciągają mężczyźni w strojach kobiet i inne podobne obrazy kiedyś widoczne jedynie w występach kuglarzy, dziś tak powszechne i akceptowane. Naturalnie mamy wolność słowa, myśli i czynu. Pewnie, że ją mamy, ale czy właściwie z niej korzystamy? Wiele osób może poczuć się dotkniętych tym co tutaj znajdą, tylko czym można poczuć się obruszonym? Faktami? Tym jak dalece nasz świat toleruje coś, co kiedyś postrzegano jako nieakceptowalną odmienność? Mamy wolność, pełną i nieskalaną i tylko od nas zależy jak z niej korzystamy. Nie oceniam i nie szykanuje, korzystajmy z niej dowolnie, ale miejmy przed oczyma koniec. Bądźmy świadomi swoich wyborów, bo wcześniej czy później każdy z nas będzie z nich rozliczony. Na koniec dnia wszyscy jesteśmy równi i wszyscy podlegamy tej samej ocenie i analizie życia. Wówczas nie liczą się upodobania czy preferencje, a czyny. To co udało nam się osiągnąć dobrego, ile dobra wlaliśmy w ten świat, ile miłości udało nam się przekazać i w jaki sposób oraz jak to zaowocowało.
Wielokrotnie słyszymy słowa „ten świat zwariował”, nie, nic bardziej mylnego, to nie świat, to ludzie. Tylko oni są zdolni do szaleństwa. Ono również może mieć różne oblicza. Można bowiem szaleć ze szczęścia, cieszyć się życiem i czerpać z niego garściami. Wszystko to co mamy otrzymujemy jako łaskę. Jeśli do dziś myślałeś, że to co masz wypracowałeś sobie samodzielnie, to zweryfikuj, ile w tym było Twojej rzeczywistej pracy, a ile tak pięknie przez nas tytułowanego zrządzenia losu. Czy wszystko wynika z pracy Twoich rąk? Czy wszędzie dostrzegasz wyłącznie swoje działania? Czy każdego dnia pracujesz jednako intensywnie? Pełną parą? Czy każda sekunda Twojego życia jest wykorzystana efektywnie? Nie mówię tu o skuteczności, bo to nie jest to samo. Można działać efektywnie, ale nie być skutecznym z powodu innych przeciwności, które to hamują, ale można być również skutecznym działając nieefektywnie. Wystarczy, że jedna decyzja spowoduje skuteczne domknięcie tematu, a pozostała godzina będzie wypełniona błogim lenistwem i już czujemy jak bardzo niezastąpieni i doskonali jesteśmy. Często popadamy w pułapkę własnej pychy. Żyjemy chwilą i nie bardzo zastanawiamy się co będzie jutro, za tydzień, miesiąc czy rok, a co dopiero mówić za kilka lat. Liczy się tu i teraz. Ha. Nic bardziej mylnego. To złudne zachłystywanie się dzisiejszym sukcesem i poczuciem, że dokonaliśmy już w życiu wszystkiego co mogliśmy, jest największą krzywdą jaką sobie zadajemy. To wróci do nas, a do czasu jak to się stanie nabierze takich rozmiarów, że skala powrotu nas bezwzględnie przytłoczy. Ciężko podnieść się z ziemi po dotkliwym upadku. Działając ciągle, stale i niezmiennie mając przed oczyma coraz to dalszy cel, działamy owszem w trudzie, ale jednocześnie wszelkie potknięcia mają mniejszą skalę i gwarantują szybkie powstanie. Nigdy zatem nie warto chełpić się sukcesem zbyt długo. Życie jest jak sinusoida, raz w dołku, raz na szczycie. Najważniejszym jest by będąc na tym szczycie nie obnosić się sukcesem, ale z pokorą spojrzeć w tył na trud jakiego wymagało wspięcie się na szczyt. A wówczas bogatsi o to doświadczenie powinniśmy spojrzeć w przestrzeń przed nami i zastanowić się jak zaplanować działania w czasie i co ze sobą zabrać w podróż na kolejny szczyt. Zebrać w sobie wystarczającą ilość odwagi, siły i samozaparcia, by wystarczyło nam na przetrwanie w dole, który nieuchronnie już wkrótce nastąpi i na to, by ponownie podjąć wędrówkę na kolejny szczyt naszej życiowej sinusoidy.
Wszystkie nasze doświadczenia mają w sobie zaszytą naukę. Ich celem jest dokształcenie nas w tym na czym polega sztuka wyboru, bo wybór zawsze jest nasz. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Takie jest zawsze. Jednak nikt nigdy nie mówił, że jest ono zgodne z naszymi oczekiwaniami. Życie potrafi nas bardzo dotkliwie doświadczać. Otwiera przed nami czeluści tego czego większość z nas o ile nie wszyscy wolelibyśmy uniknąć. Jednak to co jest dla nas przeznaczone jest nieuniknione. Każde doświadczenie życiowe należy zatem analizować. Weryfikować, czy zrobiliśmy wszystko by zakończyć je powodzeniem, zweryfikować krok wstecz, czy dokonaliśmy oby to najlepszego wyboru i jak zachować się teraz by tego już przykładowo depresyjnego stanu nie pogłębić. Czasu nie cofniemy, z tym nie wygramy. Jednak tylko od nas zależy jak dalece wyciągniemy już teraz naukę z przeszłości i przekujemy ją na właściwe zachowania przyszłe.